Other voices, Other rooms, South Bank Centre, Londyn
Andy Warhol, któremu na drugie imię jest Pop Art. Człowiek ikona. Człowiek Sztuki. Geniusz o poziomie IQ 86? Katolik? Gej?!
Każdy zapewne myśląc o nim przywołuje w pamięci jego prace "Marilyn" z 1967 roku, albo puszki zupy Campbell's. Są to obrazy ktore głęboko utrwalone zostały w świadomości odbiorców sztuki.
Jednakże w podtytule i w podtekście tej wystawy: "Think you know him, Think again" odczytujemy wyraźną zachętę, aby zrewidować nasze wyobrażenie o nim.
Oprócz owych szablonowych dzieł, na wystawie tej można było obejrzeć dziesiątki filmów jego autorstwa. W jednej z sal znajdowało sie ok. dzięsieciu podwieszanych ekranów
rozłożonych niejako w "nieskładzie", przynajmniej bez jakijkolwiek narzucającej sie symetrii lub porządku dając ciekawy efekt oglądania obrazu rownież "od tylu". Przed każdym z ekranów zasiąść można było na miekko-wygodnych materacach, z widokiem na większość filmów, co dawało widzowi możliwość niejako demokratycznego wyboru tego obrazu, krory wydawałby się najbardziej interesujący.
Jaki jest Warhol, ten którego nie znamy? Szczerze przyznaje: okazałem się nosicielem owego utrwalonego wizerunku jego sztuki... Trudno jest kogoś winić "jaki koń jest każdy widzi" i opisuje? Trudno sie jednak zgodzić na tak powierzchowne podejscie.
Jego obrazy "ikony" zawieszone zostały bardzo wysoko i gdybym był wzrostu dwukrotnie większego od mojego obecnego (186cm) może sitodruk "Marlin" znalazłby się na wysokości mojego wzroku. Przyznam: uczucie dyskomfortu - pierwsza myśl - impresja, bo oto jesteśmy w "kościele Warhola i jego IKONY zapanowały nad naszym "Jego" (Warhola) wizerunkiem. Ale - druga myśl - być może właśnie wystawa tak oto została pomyślana, aby odsunać owe IKONY na plan dalszy?
Myślę, że zamiar ten został osiągnięty. Organizatorzy wystawy skupili się na pokazaniu Worhola z zupełnie innej, ukrytej przed przeciętnym odbiorcą perspektywy. Z perspektywy bardziej ludzkiej, prywatnej. Na wystawie odnaleźć można było dużo wątków osobistych, niejednokrotnie bardzo intymnych zdjęć, listów, pocztówek oraz powyżej już wspomnianych filmów, w których udział brali przyjaciele i bliscy współpracownicy artysty oraz on sam.
To, co wzmogło dodatkowo moje uczucie rewizji na temat jego prac, była tematyka filmów nafaszerowana podtekstami seksualności (chwilami ocierająca się prawie o pornografię) i podejmująca tak modną dziś problematykę gender'ową i gueer'ową. Wśród nich "Blow Job", 1964; cast: on-screen actor DeVerne Bookwalter, Willard Maas off-screen (giving blow job) lub też "Mario Banana" (no 1), 1964, przedstawiający, jak nietrudno sie domyśleć, drug queen'a jedzącego banana, imitującego przy tym fellatio.
Tak łatwo zepchnąć ową tematykę do podświadomości, wykluczyć poza nawias i przypiąć etykietę tabu: najlepiej przemilczeć?
Każdy zapewne myśląc o nim przywołuje w pamięci jego prace "Marilyn" z 1967 roku, albo puszki zupy Campbell's. Są to obrazy ktore głęboko utrwalone zostały w świadomości odbiorców sztuki.
Jednakże w podtytule i w podtekście tej wystawy: "Think you know him, Think again" odczytujemy wyraźną zachętę, aby zrewidować nasze wyobrażenie o nim.
Oprócz owych szablonowych dzieł, na wystawie tej można było obejrzeć dziesiątki filmów jego autorstwa. W jednej z sal znajdowało sie ok. dzięsieciu podwieszanych ekranów
rozłożonych niejako w "nieskładzie", przynajmniej bez jakijkolwiek narzucającej sie symetrii lub porządku dając ciekawy efekt oglądania obrazu rownież "od tylu". Przed każdym z ekranów zasiąść można było na miekko-wygodnych materacach, z widokiem na większość filmów, co dawało widzowi możliwość niejako demokratycznego wyboru tego obrazu, krory wydawałby się najbardziej interesujący.
Jaki jest Warhol, ten którego nie znamy? Szczerze przyznaje: okazałem się nosicielem owego utrwalonego wizerunku jego sztuki... Trudno jest kogoś winić "jaki koń jest każdy widzi" i opisuje? Trudno sie jednak zgodzić na tak powierzchowne podejscie.
Jego obrazy "ikony" zawieszone zostały bardzo wysoko i gdybym był wzrostu dwukrotnie większego od mojego obecnego (186cm) może sitodruk "Marlin" znalazłby się na wysokości mojego wzroku. Przyznam: uczucie dyskomfortu - pierwsza myśl - impresja, bo oto jesteśmy w "kościele Warhola i jego IKONY zapanowały nad naszym "Jego" (Warhola) wizerunkiem. Ale - druga myśl - być może właśnie wystawa tak oto została pomyślana, aby odsunać owe IKONY na plan dalszy?
Myślę, że zamiar ten został osiągnięty. Organizatorzy wystawy skupili się na pokazaniu Worhola z zupełnie innej, ukrytej przed przeciętnym odbiorcą perspektywy. Z perspektywy bardziej ludzkiej, prywatnej. Na wystawie odnaleźć można było dużo wątków osobistych, niejednokrotnie bardzo intymnych zdjęć, listów, pocztówek oraz powyżej już wspomnianych filmów, w których udział brali przyjaciele i bliscy współpracownicy artysty oraz on sam.
To, co wzmogło dodatkowo moje uczucie rewizji na temat jego prac, była tematyka filmów nafaszerowana podtekstami seksualności (chwilami ocierająca się prawie o pornografię) i podejmująca tak modną dziś problematykę gender'ową i gueer'ową. Wśród nich "Blow Job", 1964; cast: on-screen actor DeVerne Bookwalter, Willard Maas off-screen (giving blow job) lub też "Mario Banana" (no 1), 1964, przedstawiający, jak nietrudno sie domyśleć, drug queen'a jedzącego banana, imitującego przy tym fellatio.
Tak łatwo zepchnąć ową tematykę do podświadomości, wykluczyć poza nawias i przypiąć etykietę tabu: najlepiej przemilczeć?
Andy Warhol: Think you know him, Think again".
5/5 gwiazdek za udaną rewizję jego twórczości
Relacja z wystawy Maz freelance graphic designer
współudział Nos